Każdy Go widział każdy znał
Od kołyski Teraz kopiemy wspólnie grób w zielonej trawie murawy
W świątyni wielkiego stadionu bez publiczności
Bez braw gwizdów nawoływań

Może nieco za dużym
Jak na dzisiejsze czasy bez bogów bożków i bóstw Wiemy
że Diego wciąż będzie strzelał bramki w każdym ze światów
Będzie śmiać się i płakać Będzie królem i błaznem jednocześnie

On który tak kochał życie tak bardzo kochał siebie
Że zapomniał nawet zawiązać złote buty Ubrać
koszulkę w biało niebieskie pasy i założyć granatowa opaskę kapitana Pobiegł prosto do nieba zupełnie sam Nieprzygotowany jeszcze grzeszny i już święty