Ciemny księżyc nie daje światła więcej niż potrzeba

Zabiera nas

Stąd po wieczne czasy i nawet nie wiadomo co wyjedzie zza rogu najdłuższej ulicy

miasta snów Kto wygrał na loterii kto pożegnał się i nie wróci

zbyt szybko Ale liszaj ciszy dziś już nie cieszy A przecież prawosławne święto

ogłoszono i niebo rozpięto uroczyście aby Wigilia mogła nadejść i być wśród nas

medytacją kiedy nie wystarczy już lektura jadłospisu horoskopu i nekrologów

zaśmiecających świeżo naprawiony asfalt bez romantycznych dziur i wrzeszczących

kałuż wypełnionych świętą wodą z kwaśnych deszczy A ty jeszcze mówisz że nic

nie widać zakładasz kostium wężowego ptaka do małych ramion

i udajesz anioła przez szybę wpada światło i ogłasza wyprzedaż resztek

z ośmiu błogosławieństw

wreszcie pod wieczór gdy tyle smug ciemniej i obce staja się ściany wypisujesz hieroglify

(mrok/amok/krok/prorok/tyle kwok/krwotok)

Aż wreszcie słowotok zostaje powstrzymany unieruchomiony

ukamieniowany drganiem powietrza